Decyzja wyboru Zofii Kulik do prezentacji w polskim pawilonie na 47 Biennale Sztuki w Wenecji wpisuje się w ogólniejsze przemyślenia.
Pytanie, jakie sobie zadaję, można w skrócie sformułować tak: czy możliwe jest dzisiaj przywrócenie sztuce bardziej uniwersalnej aksjologii, nie sprowadzającej się do formalnych tautologii, historycznego cytatu lub indywidualnego, anarchicznego najczęściej wyboru pojedynczego artysty? (Wyboru warunkowanego prywatną „historią”, tak zwaną osobowością lub indywidualnym interesem artysty uwikłanego w strategie rynkowe sztuki). Chodzi tu zatem o możliwość zaistnienia świata norm i wartości, które nie sprowadzają się li tylko do czynności praktycznych i technicznych, na przykład przepisów kucharskich, instrukcji obsługi magnetowidu czy chociażby reguł marketingu, lecz obejmują coś, co nazywano kiedyś bez zażenowania wartościami światopoglądowymi lub jeszcze bardziej staroświecko – wartościami transcendentalnymi.
Pytanie to zadaje sobie dziś wielu ludzi, wielu krytyków i artystów poszukujących wyjścia z postmodernistycznej pułapki. Moja uwaga skupia się na próbach odnoszących się do inspiracji ideowych, które wykreowały na początku XX wieku przypływ ogromnej kulturowej i społecznej witalności sztuki, a które określa się najogólniej ideami Wielkiej Awangardy. Przyjmuje się, że to one, pogłębiając erozję światopoglądu religijnego, uległy w drugiej połowie XX wieku charakterystycznemu i nieuchronnemu uwiądowi zakończonemu dzisiejszą, postmodernistyczną wegetacją sztuki. Problem jest, jak sądzę, nieco bardziej złożony i chcę ustosunkować się do niego na przykładzie właśnie Zofii Kulik.
Zacznijmy od tego, iż z radykalną krytyką postmodernizmu z pozycji modernistycznych mamy do czynienia w świecie sztuki od dłuższego czasu (pozycje modernizacyjne nie były zresztą nigdy do końca poddane). Można nawet dziś mówić, choć brzmi to paradoksalnie, o konserwatywnej reakcji awangardy, która co najmniej od końca lat osiemdziesiątych usiłuje powrócić na swe dawne, eksponowane pozycje. Powroty te mają dość zróżnicowany charakter, tak jak zróżnicowana i wielowątkowa była moderna.
Twórczość Zofii Kulik rysuje się na tym tle jako przypadek bardzo złożony. Elementy awangardowej filozofii obecne w niej dzięki studiom w pracowni Oskara Hansena i wynikające z pewnych decyzji aksjologicznych i artystycznych podjętych przez artystkę w latach dziewięćdziesiątych, splatają się z postmodernistycznym doświadczeniem, i to w wersji będącej w wyraźnym sporze z awangardą. Oskar Hansen należy do kluczowych postaci w polskiej powojennej kulturze artystycznej. Wychowawca kilku pokoleń artystów, strażnik etosu wielkiej awangardy, szczególnie tych wartości, które stanowią o jej „jasnej stronie”, opartych na przekonaniu o poznawalności świata, jego podatności na pozytywną przebudowę bez konieczności ograniczania wolności jednostki. Do idei wyniesionych przez Kulik z pracowni Hansena należy z pewnością przekonanie, że realizacja dzieła sztuki jest formą rozwiązywania złożonego problemu, a nie formą dawania upustu swoim nastrojom, stanom i fascynacjom, a u podstaw problematyki artystycznej leży zawsze jakiś świat zewnętrzny, jakaś rzeczywistość, jakieś otoczenie, które powinno być rozpoznane, opisane, a nawet wymodelowane na planie, szkicu, makiecie. Studia otoczenia są niezbędnym etapem pracy i prowadzone są wszelkimi dostępnymi środkami, jak szkicowanie rysunkowe, modelowanie, fotografowanie. W kręgu tych idei leży także uprzywilejowanie nowoczesnych technik rejestracji rzeczywistości dające nowe środki i nowe narzędzia poznawcze. (Aparat fotograficzny należy do takich narzędzi i w twórczości Zofii Kulik odegrał kluczową rolę.) Pośród innych idei przekazywanych w trakcie studiów u Hansena, które jednocześnie bez trudu odnieść można do głównych idei awangardowych, z pewnością wymienić trzeba społeczną wrażliwość, postawę polemiczną, racjonalność, postrzeganie świata jako wewnętrznie ustrukturowionego, dającego się uchwycić w wewnętrznych relacjach i związkach, oraz respekt dla czasu i czasowości będącej jedną z kluczowych kategorii i jednym z najważniejszych czynników przesądzających o rzeczywistości i naszym do niej stosunku. U źródeł Hansenowskiej koncepcji formy otwartej była wizja człowieka jako autonomicznego podmiotu wszelkich procesów w świecie, nieredukowalnego do żadnej ideologii, przy tym także niereligijnego. Opiera się ona na przekonaniu, że decyzje ludzkie są wolne, powstają w procesie twórczej interakcji z otoczeniem. Artysta nie może stwarzać, symbolizować ani obiecywać żadnych prawd lub uwarunkowań ostatecznych. Może tworzyć „ekrany”, może dostarczać tła dla swobodnych decyzji wolnego podmiotu ludzkiego.
We wczesnym, akademickim jeszcze okresie, a także wkrótce po ukończeniu studiów, powstają setki slajdów Zofii Kulik. Zarówno ich treść, jak i metody pracy są swoistym, indywidualnym przetworzeniem wymienionych idei. Przedmiotem analizy staje się otoczenie, sytuacje, materie, zaś narzędziem obserwacji i dokumentacji – aparat fotograficzny. Kamera nie jest jednak jedynym i neutralnym uczestnikiem tych operacji. Na każdym etapie tego z premedytacją przedłużanego procesu istotna jest obecność artysty i jego permanentna aktywność – w stosunku do „badanego” otoczenia i w stosunku do rejestrującej je fotografii. Mamy więc zawsze do czynienia z pewnym charakterystycznym sprzężeniem podmiotu, przedmiotu oraz fotograficznej rejestracji. Fotografia jest dokumentem rejestrowanego otoczenia, ale jednocześnie aktywnym pośrednikiem owego feed back pomiędzy człowiekiem i światem.
Wyrazem tego światopoglądu artystycznego, wyrazistym i ważnym dla historii idei artystycznych w Polsce, była w tym wczesnym okresie pracy Kulik grupowa realizacja filmowa Forma otwarta. (Fakt grupowego kreowania miał tu swoje dodatkowe ideowe uzasadnienie.) Tytuł nawiązywał do koncepcji profesora Hansena, treść filmu była jej przetworzeniem czynionym na własną rękę przez Zofię Kulik i grupę współkreujących artystów.
Pełen zasób tych idei znalazł wyraz w praktyce artystycznej Zofii Kulik w latach siedemdziesiątych, szczególnie w fazie współpracy z Przemysławem Kwiekiem, jako KwieKulik, oraz pod szyldem PDDiU (Pracownia Działań, Dokumentacji i Upowszechniania). Formuła przekształcania rzeczywistości przez wykorzystanie jej wizualnego dokumentu przestaje być wówczas laboratoryjną, testowaną w pracowni. Działania Kwieka i Kulik wychodzą w przestrzeń społeczną. Przedmiotem operacji artystów – posługujących się obiektem gotowym, wziętym z otoczenia, materią fizyczną i znakami komunistycznej ikonografii – była rzeczywistość polskiego realnego socjalizmu lat siedemdziesiątych. Do głosu dochodzi idea sztuki jako „tła”, demaskującej autorytarną rzeczywistość w dość przewrotny sposób, nie wchodzącej z nią w spór frontalny, ideologiczny. Artyści, akceptując tę rzeczywistość i hasła propagandowe jako prawdziwe i na serio, doprowadzali do tego, że w trybach procesu twórczego rzeczywistość ta zaczynała „zgrzytać”, demaskując się sama. Taka orientacja twórcza miała w tamtych czasach swoje konsekwencje pozaartystyczne w postaci chociażby zakazu wystaw i wyjazdów zagranicznych. Warto tu jednak zauważyć, że akcjonistyczna działalność KwieKulik była silnie motywowana konceptualizmem, który w latach sześćdziesiątych bardzo mocno wpłynął na postawy wielu polskich twórców. Działalność PDDiU miała u podstaw ambicje analityczne, które „wysuszały” obrazowy aspekt pracy, mimo że był on wyraźnie obecny, może nawet bardziej niż w twórczości innych polskich artystów w tamtych latach.
I oto w latach osiemdziesiątych następuje dość radykalny zwrot w formach twórczości i filozofii działania Kulik. W trudnym dla niej samej dyskursie przeciwstawia się swojemu wyjściowemu doświadczeniu, tak artystycznemu, jak i światopoglądowemu. Pośród uzasadnień takiego zwrotu wymienić warto ogarniające ją w tamtych latach przekonanie o wyjałowieniu sztuki przez konceptualizm, angażujący -dość jednostronnie – analityczne walory rozumu, a spychający na dalszy plan te jego sfery, które wykorzystują kreacyjną i poznawczą siłę zmysłowego obrazu. Do przyczyn tego zwrotu należało zapewne także zmęczenie operacjami artystycznymi, prowadzonymi wspólnie z Kwiekiem w PDDiU, ale zgodnie z własną teorią inspirowaną prakseologią. Zniecierpliwienie działaniami w bardzo wąskim obiegu, bez szans na tak oczekiwane przez awangardowego artystę działanie w wielkiej społecznej skali. Przyczynowego zwrotu Zofia Kulik upatruje również w rosnącym sprzeciwie wobec uczestnictwa w procesualnych i efemerycznych rytuałach artystycznych: akcjach, działaniach, performances, oraz dochodzącej w niej samej do głosu potrzebie stabilnego, „klasycznego” obiektu sztuki. Do pozaartystycznych przyczyn należał zapewne także przedzawałowy stan etatystycznej gospodarki i centralistycznego ustroju realnego socjalizmu w Polsce. System „naukowego socjalizmu”, ów szczególny wykwit modernistycznego światopoglądu, wydawał się w stanie wojennym odrażający nawet zdeklarowanym lewicowym artystom i intelektualistom. Od roku 1987 Zofia Kulik ponownie zaczyna pracować na swój indywidualny rachunek.
Od tego momentu powstają prace konstruowane w sporze, świadomie stawiane w opozycji wobec tego, co tworzyła wcześniej. Powstają obiekty z premedytacją „zamknięte”. Odrywają się one niejako od świata zdarzeń z otaczającej nas rzeczywistości, szukając w swoistej symbolicznej narracji innego, „wiecznego” trwania. Radykalnie odmienne są one także w swej strukturze wewnętrznej, tworząc hieratyczne, symetryczne „desenie” raczej niż struktury. Pojawia się w nich również rodzaj wewnętrznych symbolicznych związków, w miejsce dawnego wizualnego ekwiwalentu otaczającego świata materialnego. Tak jakby artystka manifestacyjnie zrywała ze wszystkim, co stanowiło zarówno o formie, jak i filozofii wcześniejszego działania. Powstają „zamknięte”, w przenośni i dosłownie, gabloty – jakby archeologiczne zbiory przedmiotów różnych kultur, obiekty świecące – zminiaturyzowane formy kurhanów, obelisków, piramid, cokołów pomnikowych, mauzoleów, a przede wszystkim monumentalne fotodywany. Dawna sprawność fotografa dokumentalisty, ugruntowana w doświadczeniu setek tysięcy wykonanych zdjęć, zmienia swoje zastosowanie i sens. Z techniki podtrzymywania wizualnej interakcji artysty ze światem staje się podstawą artystycznego rzemiosła, a znaczy to przede wszystkim to, że artysta świadomie ulega pewnym cechom tkwiącym w samej procedurze tworzenia zdjęcia. Przekształcając obraz rzeczywistości w obraz fotograficzny poddaje się technice, jaką narzuca materiał światłoczuły, istnienie negatywu z jego odwracalnością, istnienie nie kontrolowanych efektów, zagadek i niespodzianek przytrafiających się w czasie procesu fotochemicznej obróbki. Przypadek odgrywał ważną rolę w praktyce formy otwartej, lecz z całkiem innych powodów niż w apokaliptycznie odwróconej nowej praktyce Kulik. Centryzm, symetria, zwielokrotnienie, porządek, figuralny ornament, narzucenie sobie pewnych istniejących wzorów, struktur – oto nowa zasada komponowania. A więc nie zasada odsłonięcia maksimum zagadek świata realnego, lecz magia obrazu. Z czynności naświetlania, maskowania, odsłaniania kolejnych fragmentów papieru światłoczułego wyłonić ma się nie rzeczywistość, lecz tajemniczy metaobraz. Tak pojęta techné jest podstawą budowania wielkich fotoobrazów przywodzących na myśl dywan ze względu na symetrię i ornamentalność oraz układ użytych motywów, pośród których ważną rolę odgrywa upozowana postać mężczyzny. Pojawia się w nich omalże klasyczny model, i to w towarzystwie, jak z martwych natur, draperii, kwiatów i roślin. Zamiast człowieka wolnego, człowiek z pętlą sznurową na szyi i kolekcja odwiecznych motywów władzy, przemocy, panowania, wojny. Praktyka artystyczna Zofii Kulik w pewnych aspektach odzwierciedla spór postmodernistów z modernistami, jednak sprzeczka ta w wymiarze kulturowym miała charakter o wiele rozleglejszy, i choć przybierał on także formy neokonserwatywne, zmierzające do odbudowy pewnych elementów tradycji artystycznej, to końcowy rezultat zaskoczył zarówno konserwatystów, jak i lewicowych radykałów. Podważona mianowicie została cała europejska tradycja duchowa, tak w jej wersji modernizacyjnej, która w XX wieku przybrała postać sztuki awangardowej, jak i we wszystkich innych jej tradycyjnych kostiumach. Rezultatem stało się rozproszenie wspólnotowych narracji. Zwycięzcą okazał się rynek i kultura masowa. (Na ten grząski grunt wchodzi niejako trzecie pokolenie artystyczne, swoisty anty-Hansen, jakim jest Zbigniew Libera – w pewnym sensie jako uczeń, a w swej cielesnej postaci, jako model, także inspirator twórczości Kulik. Bierze on na warsztat „język” dzisiejszego skomercjalizowanego świata pop-kultury. Jego pozycja w tej grze nie jest jednak jasna, a granica pomiędzy krytycznym dystansem i upadkiem w świat rządzony zasadami marketingu i reklamy jest płynna.)
Sytuacja wielu polskich awangardzistów średniego pokolenia, w tym Zofii Kulik, stała się w miarę dojrzewania postmodernistycznej kondycji kultury dosyć szczególna. Nie bez znaczenia były zjawiska zachodzących w polskim życiu społecznym po 1989 roku, kiedy Polska po upadku żelaznej kurtyny dołączyła do krajów o gospodarce rynkowej. Także w Polsce społeczeństwo i artyści stanęli wobec zjawisk, jakie przyniósł postmodernizm rozumiany jako kondycja kultury. Pozbawił on ostatecznie sztukę siły dostarczania humanistycznych narracji, w odniesieniu do których budować można jakieś ponadindywidualne sensy i które pełniły role „metafizycznego” uzasadnienia po „drugim odczarowaniu świata”. Zatem powrót na pozycje neoawangardowe ma charakter powrotu do pewnych wartości, które tworzyły jednak pewien wspólny, nie rozproszony horyzont światopoglądowy, który nie był tylko zbiorem gier językowych na wolnym rynku kultury. Rzeczywistość postawiła artystów przed pytaniem, które sformułowane zostało na samym początku tego tekstu. Odpowiedź, jakiej udziela nam dziś Kulik, brzmi: możliwa jest sztuka nawiązująca do uniwersalnych, choć historycznych już dzisiaj wyższych wartości, jakie podbudowywały idee awangardy. Jest to możliwe jednak tylko w trybie indywidualnym, na mocy jednostkowej decyzji i przy założeniu, że nie ma jednej uniwersalnej puli wartości, która zaspokoić może powszechny aksjologiczny głód, nieusuwalne jest bowiem napięcie między interesem wspólnym a różnorodnością indywidualnych wyborów.
Powroty do modernistycznej aksjologii mają więc charakter indywidualnych „zaczarowań”, są swoistym seansem spirytystycznym przywołującym owe wartości wąskim grupom publiczności spragnionym humanistycznego dreszczu. Są dość samotnym wysiłkiem, aby ożywić choćby resztki innej aksjologii niż ta zawładnięta i strywializowana przez pop-kulturę. Zresztą motywacja nie musi być tak pesymistyczna, można mieć nadzieję, że indywidualny wysiłek moralny przyniesie także uniwersalne skutki.
Zofii Kulik stawia dziś swoją twórczość ponownie w perspektywie modernistycznej, świadomie nawiązując do wcześniejszych doświadczeń z lat siedemdziesiątych, nie negując jednak faktu zaistnienia bardzo istotnych i wartościowych zmian, jakie wniósł postmodernizm. Znaczy to między innymi to, iż przeciwstawia się ona rozpowszechnionej dziś koncepcji sztuki jako egotycznej autoekspresji, nie akceptuje również rozpowszechnionej wśród akademików sztuki spełniającej się w swej estetycznej immanencji. Traktuje sztukę jako wynik pracy w obliczu aktualnych kodów kulturowych. Wiąże sztukę z koniecznością rozpoznania i dokumentacji otaczającej rzeczywistości, jej racjonalizacją, a także przekroczeniem. Chodzi tu jednak o określone oferty postępowania, propozycję miejsca i roli artysty, w których nie tylko odrzuca się próby usytuowania go w perspektywie religijnej metafizyki lub humanistycznego mitu, ale w których także nie wyraża się zgody na praktyki dekonstrukcjonistyczne lub powrót do awangardowego anarchicznego buntu zmieniającego tylko swoje konteksty. (Na przykład walkę klas na walkę płci.) Owo zawieszenie pomiędzy koniecznością i wolnością jest jednym z najbardziej charakterystycznych rysów dzisiejszej sytuacji artystów i Zofii Kulik w szczególności. Co tak naprawdę zostało z postmodernizmu w obiektach Zofii Kulik, czy z połączenia awangardowej przeszłości z dzisiejszym jej dążeniem do odbudowy pewnych elementów tej przeszłości na gruzach postmodernistycznego doświadczenia lat osiemdziesiątych nie wyłania się jakaś odmiana „starej, dobrej moderny” ? Otóż twierdzę, że rezultatem tego wielowątkowego dyskursu, jaki prowadziła artystka z całym współczesnym światem sztuki, jest szczególnie dojrzały i złożony zespół norm artystyczno-estetycznych.
Przede wszystkim Kulik nie rezygnuje z siły i jakości o b r a z u. Jej monumentalne fotograficzne dywany spełniają wszystkie kryteria tradycyjnego dzieła sztuk pięknych. Spełniają kryteria formy, w jakiej realizują swe symboliczne funkcje, jak i solidności warsztatowej obróbki, z zachowaniem dbałości o trwałość i „muzealność”. Akcyjność i efemeryczność zostaje przez obraz wchłonięta.
Nie pozbawia to jednak obrazu możliwości nawiązywania do czasu teraźniejszego, nie pozbawia go aktualności i realizmu, kompozycja Wszystkie Pociski są Jednym Pociskiem, która znajduje się w centrum ekspozycji na 47 Biennale w Wenecji, nie odsyła nas tylko ku jakimś historycznym uniwersaliom, lecz bardzo wyraźnie ku dramatycznym wydarzeniom, które emanują ze szpalt gazet i ekranów telewizorów.
Chociaż Zofia Kulik takie pojęcia jak natchnienie traktuje z pełnym dystansem i ironią, a jej fotoobrazy cechuje żelazna racjonalność, co pozwala krytyce spekulować na temat „konceptualnego dywanu”, to przecież owa racjonalność, będąca u podstaw konceptualizmu, w obrazach tych zostaje wykpiona, wzięta w nawias, podana w wątpliwość. Analityczna racjonalność rozumu teoretycznego jest tu niejako na cenzurowanym. Nie jest źródłem, napędem tej sztuki, jej ideologicznym alibi, lecz odwrotnie, ta racjonalność rozdęta, zmonumentalizowana przez symetrię, powtarzalność, powielenie, uwypuklenie liczbowych ciągów i geometryczne podziały została postawiona przed sądem. Wyrok brzmi: totalitaryzm. W pracach Kulik prawdziwym bohaterem jest rozum zróżnicowany, to rzemieślnicza techné wsparta intuicją i wymogami, jakie narzuca zmysłowa postać obrazu fotograficznego, jest pierwsza, a dopiero potem theoria. Poprzez praxis uwikłaną w egzystencję dopuszczane jest kobiece współczucie i wrażliwość na położenie innych, nie przesłaniane abstrakcyjnymi, ideologicznymi modelami. Ważnym aspektem twórczości Kulik, który nie da się sprowadzić do ideologicznych pryncypiów modernizacyjnych i który pozostaje spadkiem po neokonserwatywnym doświadczeniu postmodernizmu, jest „wrażliwość metafizyczna”. Nie jest to jednak wrażliwość, która przybierałaby jakąś formę religijności, jakąś określoną liturgię. Jest ona raczej tym, co towarzyszy każdej egzystencji postawionej wobec nieuchronności śmierci własnej i bolesnego przemijania doświadczanego w kontakcie ze światem. Zofia Kulik wiąże tę wrażliwość z obudzoną w niej praxis, sferą rozumu, która nie odpowiada za matematyczno-analityczne operacje i która ułatwia kontakt z biedą, poniżeniem, nieszczęściem tego świata. To rozum uwikłany w egzystencję, bliski ciała, w którym dobrze czuje się jej kobiecość. Dobrym przykładem do analizy tej wrażliwości jest monumentalna kompozycja, nad którą Kulik właśnie pracuje Wojny etniczne – czaszki położone na dziesiątkach wzorzystych chust kobiet tych narodowości, jakie pojawiają się na ekranach telewizorów podczas relacji z Bośni lub Czeczenii.
W rezultacie chodzi o wypracowanie takiej propozycji miejsca i roli artysty, która przywraca perspektywę humanistyczną: wiarę w wolność człowieka i możliwości jego rozumu oraz możliwość przekształcania rzeczywistości, również politycznej. Chodzi także o to, aby przyjęcie tej perspektywy nie prowadziło do skrajności: awangardowego, anarchicznego buntu ani postmodernistycznego nihilizmu.
Jan Stanisław Wojciechowski