Łaźnia męska
Katarzyna Kozyra
„Ja, to ktoś inny” – tak mogłoby brzmieć credo najciekawszej artystki polskiej młodego pokolenia. Jej twórczość zwraca się przeciw jednolitej totalnej wizji człowieka, rozpatrując go jako efekt kulturowego zróżnicowania. Artystka próbuje oddzielić w nim przenikające wzajemnie płaszczyzny, pokazując, że poprzez kontekst kulturowy jest on zawsze kimś innym, nie tylko dla innych, ale również – czy przede wszystkim -dla samego siebie. Człowiek nie jest jednością, którą artysta jednolitym spojrzeniem kontempluje, lecz wielością, której żadna wizyjna „kreska” nie jest w stanie wyczerpać.
Już w swoim debiucie dyplomowym, Piramidzie zwierząt z 1993 r., Katarzyna Kozyra podzieliła środowisko krytyków, wywołując ogromne kontrowersje. Piramida nie jest wbrew pozorom pracą o zwierzętach. W jej centrum stoi publiczność, którą artystka zmusiła do dyskursu 0 zabijaniu i jego znaczeniu w kulturze. Dzieło zmusza do przeżycia fundamentalnego zjawiska rozwarstwienia, które otwiera się, gdy zszokowany widz staje się „zmanipulowaną częścią instalacji”. Szokujący paradoks to ten, który ukazuje różnicę pomiędzy oczywistą nie-tożsamością zwierzęcia jako żywego stworzenia, produktu konsumpcyjnego i zakazanego tabu obłudnej eko-kultury.
Piramida zwierząt, nawiązująca w warstwie formalnej do znanej bajki braci Grimm Muzykanci z Bremy, to pomnik składający się z wypchanego konia, psa, kota i koguta, które artystka sama pozyskała, tj. znalazła i wybrała spośród skazanych na śmierć (uśpienie) zwierząt. Zestawienie estetycznego obiektu, będącego końcowym efektem pewnego procesu, z utrwalonym na taśmie wideo samym procesem preparowania konia (obdzierania ze skóry, patroszenia itd.), będącym immanentną częścią dzieła, jest poruszającym sumienie widza wezwaniem do zastanowienia się nad tożsamością współczesnej kultury. „Ja, to ktoś inny” – mówi artystka w Olimpii, prezentując swoje wyniszczone nowotworową chorobą ciało w pozie Olimpii z obrazu Maneta. Podobnie jak Olimpia spogląda prosto w twarz widza, podobnie jak ona jest rozebrana, podobnie jak ona spoczywa na łożu, w podobnym sztafażu (Murzynka, kwiaty) i podobnie jak ona jest estetycznie nie do przyjęcia dla swych współczesnych. Tak jak tamta Olimpia, dziś zdająca się być klasyczną pięknością i kanonem historii sztuki, a swych współczesnych rażąca trupią bladością skóry i wulgarnością pozy, nie mieści się w konwencjach przedstawiania kobiecego ciała. „Nie jestem tą Olimpią, nie jestem tylko modelem, nie jestem tym, co przedstawiam.” Olimpia Kozyry to kontestacja mitu nieprzemijającej kobiecości, to bunt przeciwko ujednolicającej i zamrażającej funkcji kultury.
W wideoinstalacji Łaźnia z 1997 roku, stanowiącej tematyczny (w tym najbardziej podstawowym znaczeniu) prolog pracy prezentowanej na Biennale, artystka ukrytą kamerą filmowała w jednej z budapeszteńskich łaźni nie zdające sobie z obecności kamery kobiety w trakcie intymnych czynności: mycia, wycierania, suszenia, odpoczynku. Piękne kadry, odwołujące się do konotacji z historii sztuki (i do Ingresa, i do Rembrandta, i do Degasa), pokazują zniszczone, stare ciało kobiece, tak inne od wizerunków, do których przywykliśmy; pokazują nie wieczną kobiecość (znaną z obrazów, filmów, reklam), a stan „bycia nagą, kiedy nikt nie ogląda”, osamotnioną w swym żywiole materię. Ukazująca się w kadrze przez moment twarz artystki wprowadza nas w autorską grę -„jestem tam z nimi, a jednocześnie z wami; jestem kimś innym, innym od tych kobiet (poprzez moją świadomość kamery – trzeciego oka), ale też inną od was – tylko widzów; będąc widzem jednocześnie jestem jedną z oglądanych; to poprzez moje oko patrzycie na nie. Jako kobieta wplątana w ten labirynt różnic jestem jednak czymś innym, przede wszystkim dla siebie samej”.
Wejście z kamerą do męskiej łaźni to tylko na pozór prosta kontynuacja tego pomysłu. Artystka penetruje pojęcie inności i tożsamości, przeprowadzając transformację samej siebie – staje się z pozoru (te pozory to charakteryzacja: owłosienie, penis) mężczyzną, by wejść do miejsca, gdzie tylko mężczyźni mają dostęp. Problematyka inności, przebrania, rozwarstwienia osiąga tutaj swoją artystyczną kulminację. Ukazana w łaźni żeńskiej inność kobiety w odniesieniu do każdorazowego kontekstu kulturowego, w łaźni męskiej staje się innością, biegnącą na osi kulturowego mitu mężczyzna – kobieta. Inność Jednego zestawiona tu zostaje z innością Mnogiego. Ubierając się w atrybuty męskości, artystka demaskuje ich symbolizm, pokazując, że są one kartą identyfikacyjną przepuszczającą do innego świata. W tym świecie jednak inna już dla samej siebie, artystka przebrana za Innego doznaje szokującego doświadczenia inności całkiem nowego typu. Również jako „mężczyzna” jest obca dla innych mężczyzn. Lekko tylko zaznaczona biseksualna prowokacja ujawnia nowe, zasadnicze rozwarstwienie. Artystka staje się obiektem pożądającego zainteresowania właśnie jako „inny mężczyzna”. Seksualność odsłania się jako fenomen wykraczający poza podziały płci, a „męskie” i „żeńskie” stają się wartościami ustanowionej kultury, której symbolem jest łaźnia.
- ROK1999
- KATEGORIA Biennale Sztuki
- EDYCJA48
- CZAS TRWANIA2.06 – 07.11
- KOMISARZAnda Rottenberg
- KURATORHanna Wróblewska
Honorowe wyróżnienie dla Pawilonu Polskiego
Katarzyna Kozyra reprezentowała Polskę na 48 Międzynarodowej Wystawie Sztuki — la Biennale di Venezia. W Pawilonie Polskim pokazała nową pracę — Łaźnię męską. Otrzymała za nią honorowe wyróżnienie — najwyższą z nagród zdobytych dotąd przez artystów polskich na Biennale Weneckim.
Międzynarodowa Jury 48 Międzynarodowej Wystawy Sztuki Współczesnej, w skład której wchodzą Zdenka Badovinac, Okwui Enwezor, Ida Gianelii, Yuko Hasegawa i Rosa Martinez przyznało następujące nagrody: […]
Wyróżnienie dla Katarzyny Kozyry za to, że bada i kwestionuje autorytarną domenę męskiego terytorium, łącząc elementy sztuki performance i inscenizacji.
Z oficjalnego komunikatu jury
W Łaźni Męskiej – mężczyźni, dwie kamery i jedna kobieta. Z Katarzyną Kozyrą rozmawia Christopher Blase
W 1997 roku w Budapeszcie ukrytą kamerą sfilmowałaś kobiety w łaźni publicznej w Budapeszcie i zaraz potem pokazałaś tę pracę w Galerii Zachęta. W tym roku znów byłaś w łaźni, tym razem męskiej i tym razem przebrana za mężczyznę. Na czym polegała przed dwoma laty główna idea kręcenia w łaźni filmu o kobietach?
Chciałam przekazać właściwy obraz kobiety, nie pozowany, nie sztuczny; chciałam pokazać, jak naprawdę wyglądają ciała kobiet, jak się zachowują kobiety, gdy są naturalne. I to się udało, ponieważ nie wiedziały, że są filmowane.
Doszliśmy w ten sposób do punktu krytycznego, bo przecież są to w pewien sposób zdjęcia zakazane. Wtargnęłaś w sferę intymną, która nie powinna cię obchodzić, zebrałaś żywy materiał, aby go pokazać w kontekście sztuki. Nigdy nie miałaś z tego powodu wyrzutów sumienia?
Właściwie nie. Robiłam to dla idei, moim zdaniem dobrej i słusznej. Wiedziałam, że nikomu nie wyrządzam naprawdę krzywdy. Z nikogo się nie naśmiewam, nie ma kalekich ciał. Każdy jest taki jaki jest, a jednocześnie istnieje presja ze strony mediów, aby się dostosowywać do jakichś stereotypów. Ciekawiło mnie, jak wygląda surowy materiał, to znaczy jakim się jest naprawdę.
Wyszły z tego sekwencje niebywale pięknych scen, prawdziwe obrazy rodzajowe rodem z malarstwa, ciała czasem bardzo obfite, bardzo rubensowskie…
Niektóre faktycznie, ale były też ciała dürerowskie. Już wtedy, gdy poszłam tam bez kamery, nie mogłam się uwolnić od stereotypów, jakie znam z historii sztuki, i oczywiście widziałam wszystko od razu w obrazach; mój Boże, to przecież Renoir, ojej, to co robi tamta to Degas!
Czy w męskiej łaźni udało ci się odkryć podobne obrazy z historii sztuki, jak w łaźni dla kobiet?
Nie. Kobiety bardziej się zajmują swoim ciałem niż mężczyźni. Jakoś dłużej się wycierają i ciągle czeszą. Dłużej zajmują się sobą. Wycieranie się – to trwa, a u mężczyzn po prostu idzie szybko, raz-dwa.
To byłaby już jedna różnica…
…tak…
…film o mężczyznach jest mniej obciążony sztuką…
…właśnie…
…niż film o kobietach…
…właśnie, naprawdę mnie interesowało, jak mężczyźni się zachowują w takiej łaźni.
A więc to także…
…to rzeczywiście coś całkiem innego.
I także prywatna ciekawość, porównanie doświadczeń z łaźni dla kobiet z tymi z łaźni męskiej…
Po prostu chciałam wiedzieć, czym się zajmują mężczyźni w łaźni, czy ze sobą rozmawiają, czytają gazetę, co właściwie robią. Ale to co mężczyźni robili, polegało po prostu na tym, że się przyglądali innym. Nie skupiali się na sobie, lecz na innych, nie przyszli tam po to, żeby się wykąpać i odprężyć, tylko żeby patrzeć. U kobiet było to jakoś skierowane do środka, a u mężczyzn na zewnątrz.
W łaźni dla kobiet czułaś się właściwie bardzo pewnie…
…no, tak pewnie to znowu nie, mimo wszystko miałam poczucie, że jestem jak podglądacz, który schował się w krzakach i patrzy…
…a w łaźni męskiej było jeszcze gorzej…
Tak, bo tam czułam się z kolei sama obserwowana. Kobiety w ogóle mnie nie zauważały, ale mężczyźni tak, prawdopodobnie dlatego, że wyglądałam dosyć niezwykle.
Ale postarałaś się o przebranie, wyglądające całkiem normalnie. Przebrałaś się za mężczyznę.
Wyreżyserowałam siebie jako mężczyznę…
Wyreżyserowałaś siebie jako mężczyznę, konkretnie: przykleiłaś sobie brodę i penis.
Tak, właśnie. No i co?
I zasadnicze pytanie: nie zostałaś odkryta?
Nie, to rzeczywiście dziwne.
Jak często miałaś uczucie, że to się zaraz stanie, że za chwilę cię zdemaskują?
Nie wiem, może dziesięć, piętnaście razy, zawsze gdy ktoś się na mnie gapił. Ale z drugiej strony to było dobre doświadczenie, trzeba było po prostu też zacząć się na tego kogoś gapić. Wtedy pewność wracała. Ale najpierw trzeba było się przemóc, żeby po prostu odpowiedzieć takim samym spojrzeniem. Kłopot w tym, że mogłam być tylko w strefie otwartej. Nie mogłam pójść pod prysznic, nie mogłam się kąpać, nie mogłam iść do sauny, bałam się pójść do klozetu. Do klozetu mogłabym pójść, żeby się tam zamknąć na kilka minut i odetchnąć. Ale nie wiedziałam jak zareaguję, jeśli zauważę, że idzie za mną jeden z tych, którzy ciągle mi się gapią między nogi.
Ile godzin byłaś tam jako mężczyzna?
Niedługo. Za pierwszym razem dwadzieścia minut, za drugim czterdzieści.
Dwa lata temu w łaźni dla kobiet kręciłaś materiał jeszcze sama, ale teraz produkcja wyglądała inaczej.
Produkcja wyglądała tak, że zaangażowałam dwóch kamerzystów, którzy już kilka dni wcześniej filmowali ukrytą kamerą, żebym mogła zobaczyć, jak tam jest i jak mam się zachowywać. Potem ustaliliśmy, co mniej więcej będę robić, i że będą kręcić dwie kamery. Nie miałam też dużej swobody, stale musiałam się poruszać w bezpośredniej bliskości kamer, żebym na pewno została sfilmowana, gdyby mnie odkryto. Szczerze mówiąc byłam ciekawa, co by się stało, gdyby mnie odkryli. Bo właściwie byłam jakoś niewidzialna. Co się zdarzy, gdy naglę stanę się widzialna, kiedy zobaczą, że chodzi tu o obcy element? Z jednej strony jesteś ciekawy, ale za chwilę wolałbyś jednak tego nie doświadczyć. Teraz jestem raczej zadowolona, że nie wpadłam, chociaż właściwie było widać, że jestem kobietą.
Jaką rolę odgrywasz w tym wszystkim ty? Są dwie kamery, skierowane na dwie ławy, a ty chodzisz…
Wte i wewte. Gdy znikam z jednej projekcji wideo, zaraz pojawiam się w drugiej. Ktoś, kto jest obecny, ale właściwie nie chce odgrywać głównej roli
Czy widz powinien zauważyć, że ten, kto się tu przechadza, to nieprawdziwy mężczyzna?
Tak. Koniecznie. Z drugiej strony musiałam się trochę wtopić w tło, żeby mnie inni nie rozpoznali. Prawdopodobnie wyglądam jak jakieś dziwadło, które tam właściwie nie pasuje, ale mimo wszystko jest. Jasne, że nigdy przedtem nie byłam w męskiej łaźni, można też na to patrzeć jak na zakazaną świątynię – wchodzę sobie, patrzę i sama wyglądam jak koneser sztuki, który rozgląda się po pięknej łaźni, sam jest oglądany, potem jeszcze sam się gapi, daje rozkaz filmowania i sam jest filmowany i w dodatku obserwowany.
Faktycznie wydaje mi się, jakby to była rzecz o niedyskretnej obserwacji. I jest też trochę tak jak w muzeum…
…hm, w muzeum mężczyzn…
A architektura nie interesowała cię wcale?
Owszem, była szalenie piękna, coś w rodzaju wnętrza art deco. O wiele ładniejsza niż u kobiet. Łaźnia dla kobiet była bardziej formalna, wszystko bardzo proste, takie lata 20., 30., surowsze, natomiast łaźnia męska cała jest zdobiona, w aniołki i kwiatki. Ktoś rzeczywiście zadał sobie trud, żeby stworzyć piękne tło dla tych, którzy się kąpią. U kobiet tak nie ma. U kobiet najbardziej interesujące były rzeczywiście kobiety.
No to byłaś teraz jako kobieta jako mężczyzna w łaźni męskiej..
…Jako kobieta jako mężczyzna w łaźni męskiej… jako kobieta jako mężczyzna w łaźni męskiej…
…I dowiedziałaś się czegoś nowego?
Niezbyt to odbiega od innych sytuacji, w których mężczyźni znajdują się „wśród ludzi”. Są na luzie, ale nie jakoś bardziej niż zwykle. U kobiet widać jednak dużą różnicę w zachowaniu, u mężczyzn nie…
Co masz na myśli, mówiąc, że kobiety zachowują się inaczej?
Kobiety publicznie jednak bardziej się starają pokazać jakoś w dobrym świetle. Coś takiego zawsze jest obecne w podświadomości. Niektórych póz rzeczywiście nie przybierają publicznie, nie wypinają tyłka, mają jednak więcej gracji. Mężczyznom jest to zupełnie obojętne. Oni publicznie też się drapią po jajach, różnicy nie ma właściwie żadnej.
Paszport do męskiego templum. Z Katarzyną Kozyrą rozmawia Artur Żmijewski
Czyjego penisa odlałaś?
Kolegi. Wiedziałam, że bez problemów użyczy mi swojego, żebym mogła zrobić z niego odlew.
Silikonowy?
Ten akurat jest z pianki. Lekki jak piórko.
Czy jest tak mięciutki i giętki jak w naturze?
Mięciutki owszem, ale nie giętki. Dobrze mi się z nim chodziło, byłam spokojna, że nie odpadnie. Jedynym zmartwieniem było to, że facetom swobodnie dynda, a mój był tylko martwą protezką.
Włosy były już naturalne – twoje?
Musiałam wygolić sobie placek o kształcie podstawy odlewu. Charakteryzatorka przykleiła go, zamaskowała brzegi treską, zaczesała moje kudły i od tej chwili miałam jaja i kutasa. Trochę obawiałam się, że przy dokładniejszych oględzinach (a wiadomo, że faceci mają świra na punkcie porównywania długości i grubości) ktoś się zorientuje, że mój penis jest falsyfikatem. Charakteryzatorka trzy razy zmieniała jego kolor, a i tak wyglądał jak wyjęty z wrzątku. Poza tym jak na mnie był dość duży. Jestem drobnej budowy, więc wydawało mi się, że wyglądam jak mały chłopiec z wyjątkowo okazałą fujarą. Sprawiała wrażenie, jakby była w ciągłym pogotowiu.
Czy mężczyźni w łaźni zaczepiali cię?
Większość nie zawracała sobie mną głowy. Ale kilku szukało pretekstów, żeby popatrzeć na moje przyrodzenie. Aby nie było wątpliwości, że jestem facetem, musiałam je mieć odsłonięte. Swoją ewidentnie damską dupę zasłoniłam. Penis i moszna były wejściówką do męskiego templum. Męski światek: heterycy, cioty, pisuary…
Wszyscy tam chodzą nago?
To zależy od pory dnia, od nastroju, od przewagi starych lub młodych facetów. Przychodzą, żeby się wypocić, rozgrzać ischias, popatrzeć sobie nawzajem między nogi, kogoś poderwać….Nago, w slipach, w specjalnych fartuszkach, naprawdę różnie…
Weszłaś tam z dwoma pomocnikami, aby z dwóch ukrytych kamer filmować mężczyzn – klientów tego dość luksusowego zakładu kąpielowego.
Tak, to jest łaźnia publiczna, ale przy luksusowym hotelu. Gdy byłam w łaźni po raz pierwszy, „perukara” charakteryzowała mnie dwie godziny w dusznym damskim kiblu w przedsionku łaźni. A za drugim razem wynajęliśmy w hotelu apartament, który potraktowaliśmy jak teatralną garderobę. Wychodziłam stamtąd jako gość hotelowy w hotelowym szlafroku. A w takim szlafroku, masz wszędzie wolny dostęp i boye mają przed tobą respekt. Czuliśmy się jak zamachowcy. Nasze bagaże były w odległym akademiku, tam też naprawdę mieszkaliśmy. Chłopaki w łaźni zachowywali pozory, że nas nic nie łączy. Miało to na celu uchronienie, w razie wpadki, materiału i oczywiście sprzętu. Bałam się utraty kamer i nagranych kaset w przypadku zdemaskowania mnie jako intruza.
Zostałaś rozpoznana?
Właśnie nie! Przynajmniej nie zostałam rozpoznana jako kobieta. Jeśli już to „rozpoznana” jako zupełnie ktoś inny – jako pedał. Niepokoili mnie faceci o nachalnych oczach, pojawiający się ciągle obok mnie. Jeden spoglądał mi bezczelnie w twarz, drugi non stop wokół mnie się kręcił i zezował, co ja też mam w kroczu. Jak już mówiłam, jestem szczuplutka i filigranowa, a mój nieproporcjonalnie wielki fiut budził ich zainteresowanie. Było mi nieswojo, nie całkiem rozumiałam sytuację. Gdy ktoś na mnie patrzył, to nie byłam pewna, czy mu się podobam, czy może widzi siateczkę, na której spreparowana była moja broda i wąsy. Uwodzi czy demaskuje? Miałam skudlone, zrośnięte brwi, ręcznik przyklejony do cycków, owłosione, specjalnie nie depilowane od pół roku nogi.
Kobieta z nie wydepilowanymi nogami?
Patrz…
O słodki Jezu! Jakie kudły! To przecież typowo męska łydka! Powiedz, jak się czułaś z penisem w męskim świecie?
Czułam się fatalnie, bo nigdzie nie mogłam się schować, a już na pewno nie we własnym ciele. Po doświadczeniach z łaźnią damską, gdzie jako kobieta wśród kobiet nie budziłam żadnego zainteresowania, zdawało mi się, że tu sytuacja będzie podobna i że jako facet wśród facetów nie będę dla nich ciekawa. A było odwrotnie! To co miało mnie chronić – mój penis – wydawało mnie na pastwę pożądliwych lub ciekawskich spojrzeń. Wiesz, to była zupełnie normalna łaźnia, z mieszaną publicznością – turyści, heteroseksualiści, homoseksualiści – no, po prostu faceci. Miałam bardzo ograniczone pole ruchu. Nie mogłam wejść pod prysznic, do parówki, bo wszystko by ze mnie spłynęło. Mogłam tylko usiąść na którejś z ławeczek, obok albo naprzeciw kamery. W rezultacie niechcący ciągle się przysiadałam do tego samego faceta. Skądinąd był naprawdę świetny: przystojny, barczysty, wyluzowany. I chyba dlatego czułam się przy nim jak pokurcz. Ponieważ ciągle się do niego przysiadałam, mógł sobie pomyśleć, że go podrywam. Gdy wyszłam po czterdziestu minutach z tej cholernej wilgoci, on stał w głównym hallu, uśmiechał się i patrzył takim pełnym nadziei wzrokiem! Czekał na mnie? Wtedy naprawdę poczułam wyrzut sumienia, że wprowadziłam kogoś w błąd, że niechcący zagrałam na cudzych emocjach.
Jak czułaś się jako facet?
To, że wmontowałam sobie chuja, nie znaczy, że czułam się facetem! Nie mam pojęcia, jak czuje się facet. Ja pośród facetów jako kobieta wstydziłam się potwornie. Mimo że przebrana, czułam się naga.
Czy podejrzałaś coś szczególnego, czy coś niezwykłego się wydarzyło?
Tak, jako kobieta nie mam tak fantastycznego powodzenia, jako facet miałam w ciągu pół godziny trzech adoratorów. Nie oczekiwałam tego typu zainteresowania. Chciałam być przezroczysta, dlatego podczas pierwszego pobytu w męskiej łaźni weszłam tam w bokserkach i od razu stałam się niewidzialna. Siedziałam na ławeczce kompletnie wyluzowana, wtopiona w tło. Spokojnie obserwowałam to, co wokół mnie się dzieje. Nie czułam się obserwowana, spadło ze mnie całe napięcie wcześniejszych przygotowań. Przedtem zastanawiałam się, czy zdołam chociaż przejść przez bramkę, jak szybko mnie rozpoznają i jak zareagują: będą się śmiać, brutalnie wyrzucą, zrobią awanturę, pobiją mnie? Spodziewałam się wszystkiego. Ale okazało się, że nikt mnie nie rozpoznaje, nie budzę niczyich wątpliwości i wobec tego mam prawo tam być. To było olśnienie i jednocześnie triumf. Potem więc zdobyłam się na większą zuchwałość i wlazłam z tą niedopasowaną śmieszną atrapą. Sytuacja kompletnie się zmieniła. Tak jak wcześniej czułam się jakimś bezpłciowym dziwolągiem, tak teraz zyskałam płciowość. Nadal nikt we mnie nie rozpoznawał kobiety, ale mężczyźni swoimi łakomymi spojrzeniami wepchnęli mnie w rolę pedała! I to było dla mnie szokiem. Oni stworzyli nową postać.
W 1997 zrobiłaś ukrytą kamerą film w tej samej łaźni, ale o kobietach. Dlaczego teraz powstał film o mężczyznach?
A dlaczego tylko kobiety mają być podglądane?! W reklamie, w świerszczykach ciągle kobiety. Dlaczego by więc nie podejrzeć facetów bez „ochronnej warstwy”, bez eleganckiej oprawy, bez tego co nadaje im status, bez garniturów dobrych firm, bez samochodów – w łaźni, z gołymi tyłkami. Baby na pewno by się ucieszyły, widząc ich sczerniałe, zwiędłe jaja i zwisłe fiuty. Czy zresztą będzie to naprawdę film tylko o mężczyznach?
Jak się czułaś filmując kobiety, a jak filmując mężczyzn? Co cię interesowało?
Przy realizacji tej pierwszej łaźni (damskiej) czułam się jak tchórzliwy skurwiel, który w torbie z wyciętym otworem chowa kamerę, podgląda wszystko wokół i na dodatek wszystko rejestruje. Posłużyłam się nimi – kobietami. Tylko że nie ustawiałam ich, jak to się robi zazwyczaj, w seksownych pozach, nie pudrowałam, nie robiłam z nich kuszących przedmiotów, pozostały sobą – żadna się nie mizdrzy, bo nie ma przed kim i po co. Kobiety zupełnie inaczej się czują i zachowują w obecności mężczyzn. A ja chciałam pokazać kobiety, a nie to co w nich jest sztuczne, na pokaz. A w męskiej łaźni najbardziej interesująca okazuje się sytuacja, że jestem wśród mężczyzn, a oni nie wiedzą (nie widzą?). Mam czapkę niewidkę – cóż za satysfakcja robić facetów w konia. Kobieta „przebiera się” za faceta. I to działa, mimo że wszyscy tam na siebie patrzą, obserwują się. Nikt nie rozpoznaje w niej kobiety. Wiesz, co teraz myślę? To jest sauna dla facetów. Więc nawet gdyby ręcznik odkleił się od moich cycków, to do głowy by im nie przyszło, że może się wśród nich nagle znaleźć inna płeć, nikt by nie skapował, że ten klient z cyckami to naprawdę baba. Byłam lepiej ukryta za ich przeświadczeniem, że jestem facetem, niż za męskim przebraniem.